Tydzień temu na blogu Krzysztofa Azarewicza pojawił się krótki i trafny artykuł na temat Otchłani. Oferuje on przystępne wprowadzenie do tego, czym jest Otchłań, nie tylko na poziomie narracji, ale także spójnej logiki, którą można uznać za element nauk okultystycznych (en. Occult Science).
Otchłań to wymiar istnienia, który zdecydowanie zasługuje na przybliżenie polskiemu czytelnikowi. Obecny nie tylko w naukach okultystycznych, ale także w filozofii orientalnej czy mistyce chrześcijańskiej. W ujęciu mistycznym Otchłań wydaje się odległym miejscem, które napotykają asceci tacy jak św. Jan od Krzyża czy Mistrz Ekhart. W ujęciu tych mistyków, Otchłań utożsamiona jest z “Obłokiem niewiedzy”, zaś przekroczenie jej prowadzi do doświadczenia Boga.
Poniżej postaram się pokazać, że ów wymiar jest znacznie bliżej, niż możemy wywnioskować z tekstów mistycznych. Opiszę także, jak Otchłań jest obecna w kulturze; zarówno w wymiarze codziennym, jak i cywilizacyjnym.
Otchłań na Wschodzie i na Zachodzie
W buddyjskiej filozofii zen czytamy na temat “pułapki cichej iluminacji”, czyli pseudo-osiągnięcia, do którego można się zbliżyć przez głęboką praktykę medytacyjną. Jego symptomem jest cisza, która wszakże nie jest owocem oświecenia (za jakie chcielibyśmy je uważać), lecz tworem ignorancji. Chodzi o ignorancję jako główną, szkodliwą siłę w doktrynie Buddy, gdzie współwystępuje ona z pożądaniem i niechęcią.
W “pułapce cichej iluminacji“, czy też “w jaskini czarnego demona“, jak się to określa w koreańskiej szkole chogye, Otchłań jawi się jako “bezpieczne miejsce”, powstałe z wytłumienia doznań i bodźców, a nawet wyparcia części psychiki. Próbowano porównać to miejsce z psychologicznym stanem dysocjacji, w której spokój jest rezultatem odcięcia się, odwrócenia, bądź wytłumienia umysłowych doznań. Osobiście zniechęcam jednak do psychologizowania tego stanu. “Pustka” (shunyata) przechwycona przez Otchłań okazuje się próżnią, w której pogrąża się medytujący, potęgując swój stan niewłaściwie prowadzoną praktyką.
Teksty thelemiczne dodają do “pułapki czarnego demona” ciekawe konteksty. Czytamy tam o postaciach, które osadziły się w Otchłani tak głęboko, że utworzyła ona “warstwę ochronną” pomiędzy nimi a światem, umożliwiając doskonałe Zamknięcie. Wewnątrz tego zamknięcia powstaje tożsamość, która wydaje się odporna na “zewnętrzne problemy” – tzw. Czarny Brat lub Czarna Siostra. Jak czytamy w Wizji i Głosie, postacie te “zamknęli swoją krew w sercu”, nie chcą współdzielić siebie ze światem i modlą się do fałszywych bożków, powstałych w swoich fortecach; gdzieś na rubieżach Otchłani.
Można porównać to do niechlubnych przykładów guru, którzy swój wizerunek i charyzmę zbudowali na dziwnym spokoju, odcięciu czy wyobcowaniu, które zostały rozpoznane jako “oświecony spokój”. Czarni Bracia “nie łączą się ze światem”, lecz dobywają swoje słowa spoza świata; jednak nie z Boskości znajdującej się ponad Otchłanią, w Supernalnej Triadzie (Kether, Chokmah, Binah), lecz właśnie z Otchłani (Da’at)

Otchłań w thelemie (i szerzej; w zachodnim okultyzmie) ilustrowana jest jako miejsce odcięte od cykli przyrody, gdzie królują odszczepione, wirujące cząstki; właśnie one tworzą wir diabła Choronzona. Innymi słowy, bezładna masa cząstek kręcąca się po Otchłani jest “nawiedzona” przez Choronzona (ale także inne duchy, np. Beliala w modelu Drzewa Śmierci), który najprościej mówiąc, ciężko pracuje na to, abyśmy w niej zostali. Dominium Choronzona jest rozproszenie, częsta zmiana, iluzoryczność, kłamstwo i rozpacz – które napędzają błędne koło Nie-realności w Otchłani.
Obrazy przerażającej działalności Choronzona – który jest moim zdaniem głównym adwersarzem w teologii thelemicznej – oraz środków przedsięwziętych, aby go wypędzić, możemy prześledzić w Wizji i Głosie.
Jeżeli jednak Otchłań jest miejscem, w które można wpaść, a nawet w nim zamieszkiwać, musi ono także umożliwiać jakieś działanie, a nie tylko pasywne bycie “otumanionym” przez klątwy i fortele Choronzona. Fragmenty Wizji i Głosu sugerują także, że Czarne Braterstwo ma swoją kulturę, obyczaje i swoisty dla siebie kult, a także wypiera aktywny wpływ na resztę stworzenia. Prowadzi to do swoistej “otchłannej kreatywności”, działania, mówienia i myślenia z Otchłani, o którym chciałbym napisać poniżej.
Krótka historia Otchłani
Krzysztof Azarewicz utożsamił powstanie Otchłani wraz ze zdolnością do rozróżniania dobra i zła. Echa tej idei możemy odnaleźć w Starym Testamencie, mianowicie w postaci Drzewa Poznania Dobra i Zła. Takie ujęcie czyni Otchłań czymś pradawnym, wręcz kosmologicznie odwiecznym. Przyjrzyjmy się jednak – podążając za perspektywą Krzysztofa Azarewicza – swoistej “biografii” czy “historii” Otchłani oraz jej pojawieniu się na świecie. Czy Otchłań była z nami zawsze? Czy pojawiła się wraz z upadkiem Adama i Ewy? Czy możemy “zdatować” jej manifestację? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania z perspektywy antropologicznej.
Philippe Descola – profesor antropologii na College de France – zauważył, że nie wszystkie ludy opierają swoją kulturę na dualizacji – nie tylko moralnej (dobro i zło), ale też ontologicznej (byt niebyt) organizującej tożsamość (Ja nie jestem Innymi) i całą kulturę. Dlatego też Marshal Sahlins stwierdził, że książka Descoli “Beyond Culture and Nature” jest “przewrotem neokopernikańskim” w antropologii, uwalnia bowiem ona od zachodnio-centrycznego spojrzenia na świat.
Oznacza to, że typowe dla zachodniej nowoczesności dualizmy nadal pozostają marginalne, zarówno geograficznie, jak i historycznie, jeżeli zestawimy je z różnorodnością kulturową. Podobny postulat przedstawił Eduardo Kohn w książce “How Forest Think”, proponując “marginalizację” myślenia konceptualnego charakterystycznego dla pooświeceniowej Europy. Z kolei mag frater Acher określił podobny ruch jako “egzorcyzmowanie kolonializmu” w książce “Ingenium”.

Dualizacja została wpisana przez Descolę w ontologię “naturalistyczną”, na której opiera się współczesna nauka oraz nasze myślenie potoczne. Obok niej antropolog omówił jeszcze trzy ontologie; animizm, totemizm i analogizm. To właśnie w ontologii naturalistycznej akt rozumowania rozszczepia się na jedno i drugie, kładąc na świat cień dualizmu, który podporządkowuje sobie przyrodę i kulturę. W pozostałych ontologiach dualizacja albo ma inny wymiar, albo w ogóle nie występuje.
Naturalizm jednak nie jest kosmiczną dolą człowieka, na którą jesteśmy skazani, lub którą musimy mistycznie przezwyciężyć. Jest to raczej studiowane naukowo zjawisko, które z różnym natężeniem występuje w różnych kulturach i czasach. W niektórych grupach amazońskich naturalizm całkowicie ustępuje animizmowi lub totemizmowi, które dominują w kulturach tubulczych.
W kontekście Europejskim łatwo możemy przestudiować rozwój naturalizmu, który stopniowo wypierał najpierw bóstwa i duchy pogańskie, potem zaś chrześcijańskie. W antropologii bowiem chrześcijaństwo jawi się jako system animistyczny; nie tylko Trójosobowy Bóg, ale także anioły, święci i demony rozpościerają przed nami legion duchów, świat zaś okazuje się zaludniony demonami. Jednocześnie, elementy naturalistyczne koegzystują w chrześcijaństwie z animizmem i nakładają na “bezpieczniki” tożsame z doktryną chrześcijańską. Podobnie na Wschodzie, wielość bóstw i duchów azjatyckich panteonów zostają ujęte w karb nauk Buddy, co czyni te dwie religie analogicznymi.
A jednak już VI wieczny buddyzm to kosmos na wskroś animistyczny, gdzie raz buddowie i bodhisattwowie są ukazali jako czyste zasady cnoty, innym razem zaś jako lokalni władcy lub władcy czystych krain. Podobnie nie tylko ludowe, ale i kościelne chrześcijaństwo to wielki panteon duchów, czemu w konsekwentny sposób sprzeciwił się Islam.
W Europie naturalizm na dobre ukonstytuował się w XVI wieku. Mowa tu o wprzężeniu ontologii naturalistycznej w państwo prawa, cyrkulację dóbr, rozumienie człowieka, jego psychologię i w końcu: myślenie potoczne (tzw. zdrowy rozsądek). I to właśnie naturalizm ufundowany jest na kategoriach dobra i zła oraz jakichkolwiek innych dualnych par, takich jak byt i niebyt, prawda i nieprawda, dalej emanujące do życia i śmierci, polaryzacji płci, i tak dalej.
Stąd zasadną jest teza, że sama Otchłań nie powstała wyłącznie z dualizacji moralnej (dobro i zło), lecz z wszelkiej dualizacji, której fundamentem jest poziom dobra i zła. Dualizacja ta jest wmurowana w ontologię naturalistyczną, która porusza się pomiędzy prawdą i fałszem, bytem a niebytem. Bez tych aksjomatów nie można przeprowadzić w naturalizmie żadnego wiarygodnego rozumowania. Sama konstrukcja językowa logiki dwuwartościowej już jest dualizująca; o czym łatwo przekonamy się porównując ją z językami azjatyckimi czy amazońskimi. Tak/nie jest więc głównym operatorem oraz szynami, po których porusza się nasze myślenie.
W innym wypadku musielibyśmy rozszczepić dualizm do “dobrego dualizmu” (którego można nieskrępowanie używać) oraz “złego dualizmu” ograniczonego wyłącznie do osądów moralnych. Myślę jednak, że nie jest to możliwe w sensie poznawczym, a także prowadzi do sprzeczności i przekłamań.
Jeżeli więc właściwością Otchłani jest dualizm, co mówi to o kulturze opartej na dualistycznej ontologii, jaką jest naturalizm?
Powracamy tu do ujęcia Otchłani, nie tyle jako zaawansowanej przeszkody na ścieżce duchowej, raczej jako wymiaru obecnego w ludzkiej codzienności, a szczególnie w kulturze. W takiej soczewce Otchłań jest >właściwością<, której mogą nabrać słowa lub czyny, w psychologii zsymptomatyzowanej do dysocjacji, ale i szeregu innych “objawów”. Kluczowe jest jednak pytanie, jak Otchłań może się przybliżyć do nas i rozszerzać się w człowieku, kulturze czy komunikacji niczym wielka, czarna dziura?
Jeżeli Otchłań wyłoniła się ze zdolności do rozdzielania dobra i zła, logicznym wydaje się, że rozwój Otchłani następuje poprzez rozumowanie oparte na tych kategoriach (także podświadomie. Innymi słowy, dualistyczne rozumowanie jest praktyką Otchłani, a także sposobem jej szerzenia pomiędzy ludźmi.
Prawdziwy kontekst pojawia się jednak dopiero, gdy uznajemy, że naturalizm nie jest ani domyślną, ani jedyną i możliwą ontologią, w której możemy działać i się porozumiewać. Dopiero alternatywy w postaci innych ontologii mogą wnieść coś świeżego do dyskusji, dość już wymęczonej ostatnimi dekadami “postmodernistycznych” dywagacji, do których się przyzwyczailiśmy.
Naturalizm jest zatem ontologią, która stopniowo rozpowszechniała się w świecie Zachodnim, następnie została usankcjonowana politycznie i naukowo – począwszy od XVI wieku – i stopniowo wdrażana globalnie, głównie przez zachodni ekspansjonizm (tzw. kolonializm).
To, co dla kolonizatorów niejednokrotnie było chrystianizacją, później stawało się po prostu modernizacją, wobec której przymusowo lub sprytnie propagowane chrześcijaństwo było rodzajem forpoczty. Biali byli dumni nie tylko ze swej prawdziwej religii, ale przede wszystkim, z “lepszości” swojej cywilizacji; co sankcjonowało prawo do ekspansji i podboju. Podbojom towarzyszyła ontologia radykalnie odrębna od animizmu i totemizmu, która “rozbrajała” lokalne kulty potęgą naturalistycznej ideologii. O ile wcześniej gwarantem słuszności moralnej był Chrystus, którego niesiono tubylcom, później stał się nim Postęp; wyprowadzenie krajowców z ciemnoty, barbarzyństwa, biedy, i tak dalej.
Nie jest to oczywiście wielki spisek dziejowy, ale spójność procesów kulturowych; we wszystkich wynalazkach XVI-wiecznej nauki rozprzestrzeniano wspierającą ją ideologię, w której zawarto niechęć do “tych gorszych”. W rzeczy samej, “obywatelski” ethos białego kolonizatora uzasadniał nawet powszechne niewolnictwo; o ile bowiem oświeceniowy, nowoczesny człowiek był suwerenem samego siebie, tubylcy byli “opętani” przez demony, de facto więc w ich władaniu. Kolonizatorzy więc nie tyle zniewolili innego człowieka, ale odbili go z rąk krwiożerczych duchów. Dostrzegamy tu hybrydę wierzeń chrześcijańskich z ideologią modernizacji, o której pisał m.in. Paul Christopher Johnson.
Odwróćmy teraz uwagę od cywilizacyjnego wymiaru naturalizmu i powróćmy do jego związków z wymiarem Otchłani.
Jednym z imion Otchłani jest Wiedza (Da’ath), która ukazuje wyraźnie owe związki. Wiedza w kontekście naturalistycznym oznacza system koncepcji, które mogą, ale nie muszą być usankcjonowane naukowo. Proliferacja (rozrost, rozwój) pojęć i abstraktów to sieć Wiedzy, która jest ukonstytuowana na podstawowych dualnościach; prawdzie i fałszu, bycie i niebycie, istnieniu i nieistnieniu. Taki przyrost – szczególnie ilościowy – wiedzy może więc być kojarzony z ekspansją Otchłani, która staje się naczelną jakością stojącą za licznymi narracjami duchowymi, psychologicznymi czy społecznymi.
Pomimo, że “nie ma wielkiej prawdy”, wszelka filozofia wskazuje jakąś prawdę poprzez same konstrukcje językowe. Ta prawda może być kontekstualna lub relatywna, wciąż jednak promieniuje swoim przeciwieństwem; czyli fałszem. Stąd każdą filozofię, orientalną czy nie, można sprowadzić do “jakiegoś” dobra i zła, nawet gdy oficjalnie odżegnujemy się od niego (usiłując tym samym zepchnąć pojęcie prawdy jako takiej na stronę fałszu).
Konwencjonalnie, brak pewności – osadzenia w jakieś prawdzie – skutkuje jednak dysonansem i zagubieniem. Jeżeli jednak sama wiedza proliferuje Otchłań, pewność oparta na dualności prawdy-fałszu jawi się jako pogłębienie dysonansu, tylko że rozłożonego w czasie. Inaczej to ujmując, twory dualizacji stają się dziećmi Otchłani; pojęcia powstałe w wyniku procesu abstrahowania, przedmioty, rzeczy, -ości, -izmy zarówno promulgują (przedłużają) istnienie dualizacji, jak i samej Otchłani.
Czy to więc abstrakty są cząsteczkami wirującymi w tańcu Choronzona?
To prosta i radykalna konstatacja, która obiecuje jednak prawdziwą alternatywę, zamiast błądzenia w pół-prawdach i sprzecznościach!
Chociaż może być to trudne do wyobrażenia, nie tylko inne kultury, ale każdy człowiek posiada “moduły ontologiczne”, których używa zamiennie; i naturalizm jest tylko jednym z nich. Według Descoli bowiem reżimy ontologiczne – animizm, analogizm, naturalizm, totemizm (w skrócie AANT) – koegzystują w różnych kulturach; żadna nie może wyizolować jednego “na zawsze”, lub wymazać pozostałych. Jest to dojrzalsza perspektywa niż rozróżnienia na “rozum i intuicje”, czy inne psychologiczne podziały, których współcześnie używa się, aby “wyjaśnić” nauki okultystyczne czy orientalne.
Wyjaśnianie jako translacja
Innymi słowy, spsychologizowanie Kabały, okultyzmu zachodniego czy orientalnego, wciąż modne od XIX wieku, nie jest “wyjaśnianiem” np. jakości drzewa Życia w tym “ostatecznym, prawdziwym sensie”, jak wielu chciałoby wierzyć. Jest raczej przepisaniem tzw. Tajemnic, Misteriów na język naturalistyczny, czego Gustaw Jung był, swego czasu, wiodącym propagatorem. Teza Johna Michaela Greera, że Jung po prostu “spsychologizował okultyzm” wydaje się tu trafna. Kiedy jednak zauważymy, jakie skutki uboczne niesie taka psychologizacja (czy szerzej: racjonalizacja, którą rozumiem jako przetłumaczenie tradycji duchowej na prawidła ontologii naturalistycznej), zastanowimy się ponownie, czy będzie ona “ostatecznym, prawdziwym sensem” ludzkości, czy raczej momentem w czasie, który ulegnie korozji i zmianie.
Psychologizacja okultyzmu czy nauk Buddy jest o tyle niezręczna, że szereg zjawisk wewnątrz tych mega-tradycji są właśnie Misteriami, zaś ich przepisanie na abstrakty okazuje się profanacją. Samo słowo “okultyzm” oznacza po prostu “to, co zakryte”, podobnie jak w naukach tajemnych, (czytaj: nie jawnych). Nieporozumienia te prowadzą do nieusuwalnych sprzeczności, które coraz bardziej absorbują środowiska “duchowe”, spekulujące na temat tego “jak mówić, nie mówiąc niczego” i tworzące konflikty statusowe, filozoficzne czy inne.
W kontekście Otchłani zaś, taka psychologizacja – lub jakakolwiek inna abstrakcja – oznacza uwikłanie duchowości w Otchłań, która dosłownie przejmuje kolejne jej środowiska, niepostrzeżenie je transformując. Jednym z ciekawszych dzieł na ten temat we współczesnej Europie pozostaje “Księga Kłamstw” (Liber 333); koaniczny tekst Crowleya, który różnymi środkami stylistycznymi przybliża czytelnikowi to, jak Otchłań może manifestować się w codziennym życiu.
Nie posuwam się tu do tezy, że każdy abstrakt jest “obiektywnie” cząstką Otchłani.
Uważam raczej, że poszukiwanie pewności, racji, charyzmy, społecznego uznania, uzdrowienia z zaburzeń i deficytów, duchowego oświecenia, bezpieczeństwa i przede wszystkim zarobku w “duchowym konceptualizowaniu” – co stało się zjawiskiem masowym przez swoistą dla Internetu cyrkulację wiedzy – po prostu korumpuje duchowość, zamieniając klejnoty ze skarbnic tradycji w “roztańczone, wirujące śmieci”, wprawiane w ruch przez diabła Choronzona. Owa działalność, stowarzyszona z dysfunkcyjną medytacją prowadzącą do dysocjacji tworzy dość diaboliczne zjawisko społeczne, które na Zachodzie nabrało wymiaru “przemysłu”. Nieważne, czy mówimy o religiach orientalnych czy abrahamowych, okultyzmie czy etnicznym pogaństwie, wszystko może ulec “Otchłanizacji”, zaś liderzy tego procesu – Ci na samej górze piramidy finansowej i społecznościowej – są niepokojąco podobni do Czarnych Braci i Sióstr.
(Nie)święta Gnoza Otchłani
Nihil novi – mimo powszechnej proklamacji “nowej duchowości”, większość elementów propagowanych na warsztatach, grupach facebookowych, poradnikach, kursach online etc są – jak pisałem wyżej – zostało zaczerpniętych z tradycji duchowych, które nie powstały “na łonie” naturalistycznej ontologii.
Wyjęte z korpusu tradycyjnych nauk techniki, idee czy teksty są “rozgrywane” na arenie mediów społecznościowych i “rynku rozwojowego”, mając przyciągnąć klientów, którzy zapłacą za “przekaz wiedzy” swoją uwagą i pieniędzmi. Ta sama wiedza ulega “zaczarowaniu”; staje się bowiem eliksirem na szereg problemów, definiowanych albo duchowo, albo psychologicznie, albo systemowo. Mamy więc do czynienia z “gnostycyzmem” w klasycznym ujęciu tego słowa; gdzie to właśnie Wiedza jest główną dźwignią wyzwolenia, ekspansji i rozwoju.
W kontekstach tradycyjnych sama wiedza nie odgrywa tak pierwszorzędnej roli i zostaje raczej wkomponowana w trening umiejętności, relację z nauczycielami, cały anturaż kolorów, rytuałów i zabiegów, udostępnianych uczniowi w odpowiednim czasie. Czy wszystko to można po prostu “wchłonąć” przeczytawszy książkę bądź zaliczywszy weekendowy kurs z ayahuaską? Odpowiedź będzie podobna w pytaniu: czy kierowca rajdowy może nauczyć się wyścigów z książek?
Zakończymy tezą, że owa Wiedza, szeroko udostępniana i dyskutowana de facto nie jest tym samym, czym była w swoim tradycyjnym kontekście. Elementy tradycji – takie jak medytacje, cytaty, protokoły rytualne, całe święte teksty – przypominają organy żywego ciała, które przestają działać gdy dokonamy transplantacji. Nie tylko metaforycznie taki element zostaje “uśmiercony” poprzez liczne zabiegi, później zaś zostaje on zaklęty powtórnie, aby – jako martwa tkanka – nabrał “drugiej świeżości”. I o ile proces, który właśnie streściłem ma charakter masowy, kwestią nie jest wskazywanie winowajców, raczej ukazanie potężnego skutku ubocznego kultury Zachodniej, w której wszyscy partycypujemy.
Dlatego też tradycje opierają się na szeregu tabu, które zabezpieczają i dozują swoją mądrość, tak aby została skutecznie przekazana adeptom i nie stała się w międzyczasie otchłanną wiedzą. I właśnie wiele z owych tabu uległa potępieniu w myśleniu współczesnym!