Przeczytaj o tym, jak człowiek – jego osobowość, zdolność do przetwarzania bodźców i współ-bycia z drugim człowiekiem – upodabnia się do środowisk cyfrowych. Pora poważnie o tym porozmawiać, jeżeli chcemy zachować realną sprawczość wobec zaawansowanej technologii.
“Mówco, mówisz za późno. Jeszcze przed chwilą mógłbyś wierzyć swoim słowom, teraz już nie. Przed sekundą bowiem, podobnie jak ja, zobaczyłeś, że państwo już nie jest kierowane; palacze gromadzą jeszcze węgiel, ale przywódcy już tylko pozornie panują nad rozszalałymi maszynami. Teraz (…), dźwignia gospodarki zaczyna warczeć w dziwny sposób; majstrowie uśmiechają się wyniośle do ciebie, ale w ich sercach czai się śmierć. Mówią ci, że dopasowują aparat do stosunków [społecznych – przyp.], ale widzisz, że mogą już tylko dostosować siebie do aparatu, dopóki on na to pozwala. Ich rzecznicy pouczają cię, że gospodarka przejmie spuściznę państwa, ale ty wiesz, że nie ma niczego do przejęcia poza tyranią wybujałej Rzeczy, pod którą coraz bardziej bezsilne Ja nadal śni, że jest panem.”
– Martin Buber, 1923
Mimesis, czyli nauka przez naśladownictwo
Wg antropologa Rene Girarda podstawą kultury jest naśladownictwo. Dziecko uczy się od rodzica nie tylko naśladując jego ruchy czy tembr głosu, ale – dosłownie – chłonąc całą jego istotę, włączając to, co “podświadome”. Oznaczałoby to, że rodzic nie jest w stanie idealnie kontrolować procesu wychowania; dziecko kopiuje i uczy się także tego, co rodzic wolałby ukryć i wyprzeć. Rodzic będzie, na przykład, uśmiechał się i przybierał wesołą pozę, w środku będąc niepewny, nerwowy lub skacowany, zaś dziecko wchłonie całą tę postawę i potem będzie odgrywać. Następnie rodzic dojrzy w dziecku – patrząc na zabawy, rozmowy z rówieśnikami, czy po prostu słuchając go – swoje własne zachowania, oczywiście przefiltrowane i zmieszane.
Oto potęga mimesis:
Gdy naśladujesz, upodabniasz się do tego, co kopiujesz.
Naśladowanie to nie wybór, lecz sposób poruszania się w świecie.
Wraz z dojrzewaniem, zdolności do mimikry nieco maleją – tj. percepcja dziecka przestaje zachowywać się jak gąbka. Nadal jednak naśladownictwo jednym z “silników” kultury, który animuje ją z ukrycia. Ludzie naśladują nie tylko siebie, ale i swoje środowisko. Indianie naśladowali puszczę – stąd w ich języku możemy dopatrzeć się dźwięków iście przyrodniczych1por. Janis B. Nuckolls. Sounds Like Life: Sound-Symbolic Grammar, Performance, and Cognition in Pastaza Quechua (Oxford Studies in Anthropological Linguistics). Chińczycy naśladowali zwierzęta, tworząc qigong. Ludzie Zachodu natomiast naśladują środowisko technologiczne i w oparciu o nie stwarzają swoje tożsamości.
Po dzieciach widać to najlepiej. Już w 2011 roku, na studiach, oglądałem nagrania, gdzie jednoroczne dzieci skrollują papierowy magazyn. Ten konkretny obrazek jest potężną ilustracją działania mimesis. Dziecko traktuje papier jak tablet, skrolluje i >nie rozumie< dlaczego obraz się nie zmienia. Możemy z tego case’a wydobyć wiele ciekawych wglądów.
Tu stawiam tezę:
pojawienie się messengera oraz innych komunikatorów potężnie sformatowało komunikację międzyludzką. Niepostrzeżenie zmieniło to, co uznajemy za oczywiste, normatywne i oczekiwane. Dotyczy to szczególnie interakcji afektywnych, intymnych i uczuciowych.
Innymi słowy – mamy wciąż przed oczami dziecko skrollujące gazetę – przenieśliśmy nawyki z messengera na komunikację “na żywo”, zamiast przenosić nawyki z komunikacji “na żywo” do przestrzeni wirtualnej.

Autor: Spok Brillor
Dlaczego? To oczywiste: komunikacja wirtualna jest kompletnie inna od tej na żywo, a patrząc ewolucyjnie, de facto nie jest komunikacją. Nie mamy bowiem przed sobą ciała człowieka, nie słyszymy tembru głosu, aparat poznawczy nie przetwarza ruchów drugiego ciała. Tysiące niuansów, które następują podczas każdej rozmowy na żywo, nie istnieją w rozmowie wirtualnej. Ewolucyjnie, to właśnie te niuanse były podstawą do oszacowania, czy:
1) drugi człowiek jest bezpieczny/godny zaufania (według
2) czy jest atrakcyjny na tyle, byśmy chcieli się do niego zbliżyć
3) jak się >>czujemy<< gdy z nim przebywamy
To właśnie z “podprogowych” niuansów czerpiemy większość informacji, które ramują naszą interakcję 2znakomitym wprowadzeniem do głębin komunikacji niewerbalnej są prace Stephena Porgesa. Wymiana suchych informacji jest skutkiem (wręcz skutkiem ubocznym) kontaktu ciało-ciało, zmysły-zmysły, etc. Ujmując to inaczej, wymiana informacji następuje w kontekstach somatycznych i zmysłowych – sygnały płynące z ciała obramowują to, co mówimy, dzięki czemu nie musimy być hiper-dosłowni. Czy zatem rozmowa tekstowa to w ogóle rozmowa?
Masowe i kompulsywne używanie komunikatorów głęboko odmieniło społeczeństwo. “Społeczeństwo” brzmi jednak anonimowo; to, co zmieniło się, to nasze intymne wzorce komunikacji – a bez prawdziwej komunikacji żaden człowiek – czyli zwierzę społeczne – nie potrafi funkcjonować.
Druga teza: przez używanie komunikatorów ludzie samoistnie naśladują środowisko wirtualne. Następnie zaś przenoszą jego fragmenty na środowisko niewirtualne, nie zdając sobie z tego sprawy.
Wiele strategii uspołecznienia, samoobrony, asertywności, samo-prezentacji i przede wszystkim CZYTANIA drugiego człowieka (rozpoznawania jego stanów i określania, czy czujemy się z nim bezpiecznie czy nie) kształtują się w środowiskach komunikatorów, po czym zostaje rozszerzone na resztę rzeczywistości. Znowu, jest to widoczne zwłaszcza w przypadku tzw. digital natives 3https://pl.wikipedia.org/wiki/Cyfrowy_tubylec to bowiem oni socjalizowali się w środowisku wirtualnym.
Kiedy wiec napiszę, że rzeczywistość społeczna upodabnia się do środowisk wirtualnych, a nie odwrotnie, nie napiszę niczego absurdalnego. Oczywiście należy dodać, że oba te środowiska – wirtualne i niewirtualne – wzajemnie się kształtują. Ta wzajemność łatwo nam jednak umyka. Ważne jest jednak, że VR – czyli także to, co dzieje się w okienku smartfona – nie dysponuje tą paletą zmysłową, co rzeczywistość. Niestety, skutkiem tej różnicy może być postępujące ignorowanie i wytłumianie tego, co niewirtualne.

Co niepostrzeżenie znika, gdy adaptujemy się do środowiska cyfrowego
Kiedy napiszę o propriocepcji, kinestezie, całych pejzażach zmysłowych, których doznajemy naszym sensorium 4koncepcja sensorium odnosi się do sposobów, w jakie różne kultury i społeczeństwa postrzegają i doświadczają świata za pomocą zmysłów. Sensorium obejmuje nie tylko pięć tradycyjnych zmysłów wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu, ale także inne doznania cielesne, takie jak równowaga, propriocepcja (poczucie własnej pozycji ciała i ruchu) oraz interocepcja (zmysł wewnętrzne odczucia cielesne, takie jak głód lub pragnienie). części ludzi na pewno spojrzy na mnie ze zdziwieniem.
Sensoryczne bogactwo rzeczywistości, która dominuje w doświadczeniu ludów plemiennych, konsekwentnie znika z percepcji człowieka nowoczesnego. Reginald Ray nazwał to Odcieleśnieniem; stanem w którym odcinamy i tłumimy doznania płynące z ciała.5Według Reginalda Raya odcieleśnienie jest fundamentem nowoczesnej egzystencji, która opiera się na rozdzieleniu natury i kultury. Por. z Ph. Descola “Beyond culture and nature”..
Zawężanie i otępianie zmysłów może być zarówno skutkiem adaptacji do środowiska cyfrowego, jak i “strategią przetrwania”, w której nie jesteśmy w stanie zintegrować wielości bodźców przychodzących z ciała.
Odcieleśnienie można jednak rozumieć jako praktykę przetrwania; odcinamy się od doznań cielesnych m.in. dlatego, że nie potrafimy ich przefiltrować oraz “zarządzić” nimi tak, jak informacjami przesuwanymi palcem po smartfonie. Co więcej, doznania cielesne są jednocześnie świadome i nieświadome; próg jest niejako wciąż obecny, część tego co czujemy jest >niezrozumiałe<, ponieważ intelekt nie ma takiej mocy, aby to wszystko przetworzyć.
Nadmiar bodźców somatycznych może podważyć pewność siebie, jeżeli opieramy tę pewność na strategiach zaczerpniętych ze świata wirtualnego. Wpływa to negatywnie na samo poczucie bezpieczeństwa; czujemy w sobie “coś” ambiwalentnego – a kiedy przebije się “to” do naszej świadomości, wypieramy to, racjonalizujemy, patologizujemy, lub medykalizujemy.
“To” może więc stać się “problemem psychicznym”, “fizycznym”, “zaburzeniem”, “brakiem witamin”, “kacem”, “niewyspaniem” – musimy bowiem jakoś “to” – czyli przepływ doznań somatycznych – nazwać, żeby tym zarządzić. Albo możemy po prostu “to” wyprzeć i zignorować.
Wracając do tezy powyżej:
Kontakt z technologią odcieleśnia człowieka. Jeżeli człowiek nieświadomie naśladuje środowiska cyfrowe, pociąga to za sobą szereg zawężeń i odcięć wpływających na kontakt z ciałem, a dalej, na przeżywanie całej rzeczywistości.
W ten sposób warunkujemy się, bądź formatujemy, pod środowisko cyfrowe. Dlaczego to robimy? Ponieważ tak działa nie tylko kultura, ale także przyroda. Ptaki budują swoje gniazda z plastiku i niedopałków papierosów, jelenie i wiewiórki zaadaptowały się do ruchu ulicznego, niektóre insekty wykształciły odporność na pestycydy, a niektóre rodzaje atlantyckich proporczykowców wykształciły gen umożliwiający przetrwanie w wysoko skażonych wodach 6Reid, N. M., Proestou, D. A., Clark, B. W., Warren, W. C., Colbourne, J. K., Shaw, J. R., … & Oleksiak, M. F. (2016). The genomic landscape of rapid repeated evolutionary adaptation to toxic pollution in wild fish. Science, 354(6317), 1305-1308. Obejmuje to więc zarówno ludzi jak i nieludzi.
Jak pisał Bruno Latour, technologia jest zbiorowiskiem “aktorów nie-ludzkich”, którzy wywierają pro-aktywny, przemożny wpływ na naszą rzeczywistość – czyli m.in. są przez nas naśladowani.
“Aktorzy nie-ludzcy” to nie tylko komputery cyfrowe i smartfony – co do ich pro-aktywności możemy łatwo się zgodzić – ale także zegarki automatyczne, latarki, okulary słoneczne, mikroplastik i PFAS 7https://www.lemonde.fr/en/les-decodeurs/article/2023/02/23/forever-pollution-explore-the-map-of-europe-s-pfas-contamination_6016905_8.html ,lodówko-zamrażarki, etc. Jeżeli jakiś czytelnik, odruchowo zaczął moralizować to zagadnienie, wyprowadzam z błędu: konkluzją nie jest tu “zło” aktorów nieludzkich, tylko ich wpływ i sprawczość. Uświadomienie sobie tego wpływu transformuje jednak nasze rozumienie rzeczywistości; nie kształtujemy jej, raczej w niej uczestniczymy.
Clou Latoura jest takie, że technologia nie jest zbiorem obiektów – pasywnych narzędzi, z którymi możemy robić co chcemy – ale strukturą >podmiotów<, które są aktywne, kształtują nas, formatują naszą osobowość, określają nasze pole manewru, i tak dalej.
Sytuacja ta wchodzi na wyższy próg intensywności wraz ze Sztuczną Inteligencją oraz IoT (Internet of Things).
Nie trzeba używać pojęć Latoura, by przekonać każdego, że AI już teraz wywiera potężny wpływ na ludzi. Modernistyczna narracja może jednak utrzymywać nas w przekonaniu, że ten wpływ jest “zarządzalny” przez człowieka – nie tylko przez rady nadzorcze korporacji, ale i samych konsumentów. Oczywiście tak nie jest. AI jest kolejnym z “końców modernizmu” (obok pandemii, tiktoka, wojny oraz innych kryzysów), czy też Odczarowania Nowoczesności, gdzie progres dawno już przestał być prostą linią do utopii. Znowu, nie chodzi o odtrąbywanie apokalipsy i podobne uogólnienia…
Chodzi o szczegóły.
Główna teza tekstu: tak jak ludzie, poprzez naśladownictwo, upodabniali się do komunikatorów, tak teraz będą upodabniać się do środowisk wytworzonych przez Sztuczną Inteligencję.

Zaawansowana Sztuczna Inteligencja nie jest sprawcza w tym sensie, że będzie niewolić ludzi jak w filmie Matrix. To są tylko fantasmagorie, które ilustrują, ale nie wyjaśniają, wpływ zaawansowanego techu na ludzi.
Sprawczość AI polega na stworzeniu środowiska, w którym to człowiek będzie się formatował poprzez naśladownictwo. Jest to głębszy poziom niż masowe uzależnienie od ChatGPT, który staje się nieodzownym partnerem w pracy merytorycznej 8https://www.businessinsider.com/70-of-people-using-chatgpt-at-work-havent-told-bosses-2023-3?IR=T, na studiach akademickich, 9https://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-11899475/Half-students-using-ChatGPT-cheat-rise-90.html a nawet podczas randek 10https://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-11886669/Men-using-ChatGPT-generate-Tinder-dating-profiles-responses-potential-matches.html i spotkań towarzyskich. Nie wspominając o wprzężeniu openAI w struktury instytucjonalne, korporacyjne, etc.
Oczywiście już wcześniej tech pośredniczył we wszystkich powyższych kontekstach społecznych – w postaci komunikatorów, wyszukiwarek, mediów społecznościowych i aplikacji – szybko stał się jednak “niewidzialny”, z ukrycia kształtując nasze relacje i tożsamości. W przypadku AI intruzja jest znacznie bardziej widoczna i agresywna, a także wpływa bezpośrednio – a nie pośrednio, jak wcześniej – na samą sprawczość człowieka.
Co to znaczy, że człowiek “upodobni” się do AI, czy też jego percepcja “sformatuje się” do środowiska AI? Przykład.
Podam jeden przykład, który rozszerzy i zaktualizuje case dziecka skrollującego gazetę.
Rozwój AI doprowadzi do upowszechnienia robotów z mimiką nieodróżnialną od ludzkiej. Być może – jak w przypadku obecnych robotów oraz filmów DeepFake – oko człowieka uchwyci fałsz czy opóźnienie, które stworzą wrażenie, że “to nie jest realne”. Wkrótce jedna nie tylko obrazy generowane cyfrowo, ale także mimika humanoidalnych robotów będzie właściwie nieodróżnialna od “realnych” nagrań, oraz “realnych” ludzi.
Wzięcie w cudzysłów to operacja, która ilustruje odrealnienie. “Kwiat” nie jest prawdziwym kwiatem, “papież” w kurtce Balenciagi (lub tańczący disco) nie jest prawdziwym papieżem. Jeżeli jednak symulacja – czyli naśladownictwo – generowana przez AI jest bezszwowa i nieodróżnialna od oryginału, niepostrzeżenie możemy “wziąć w cudzysłów” duże fragmenty naszej rzeczywistości.
Innymi słowy: to, czego nauczymy się obserwując mimikę robota, wpłynie na percepcję mimiki prawdziwych ludzi. W rezultacie, rzeczywistość “upodobni się” do środowiska cyfrowego, ponieważ percepcja człowieka uwarunkowana tysiącami lat ewolucji usiłuje wyciągnąć z tego wspólny mianownik.
Mimo, że konwencjonalnie nadal będziemy odróżniać rzeczywistość wirtualną od realnej, nasza percepcja niekoniecznie będzie je odróżniać. Mimo, że – jak opisałem wyżej – wirtual i real nigdy nie będą ze sobą kompatybilne, nasze ciało i aparat poznawczy nie jest w stanie traktować ich jako rozłącznych.

źródło: https://www.newscientist.com/article/2308312-fake-faces-created-by-ai-look-more-trustworthy-than-real-people/
Patrzymy na ludzkiego robota i widzimy “człowieka”; potem patrzymy na żywego człowieka i staje się on “żywym człowiekiem”. Akt wzięcia w cudzysłów ilustruje odrealnienie – poczucie nierealności, które nie jest intelektualną konkluzją, tylko narzucającą się intuicją.
Zamiast “urealniać rzeczywistość wirtualną”, odrealniamy rzeczywistość niewirtualną.
Za taką tezą przemawiają dotychczasowe, omówione wyżej, skutki masowej cyfryzacji. Zaryzykuję stwierdzenie, że ludzie zsocjalizowani w rzeczywistości cyfrowej czasami czują się niezręcznie z całym tym balastem bodźców, które towarzyszą spotkaniu twarzą w twarz, nie wspominając o seksie. Część nawyków czy odruchów poznawczych, które nabywamy przez interakcję na żywo, jawi się jako absurdalna (czy moralizując: niepotrzebna i śmieszna), jeżeli jesteśmy przyzwyczajeni do komunikacji cyfrowej. Innymi słowy, adaptacja generuje pewne oczekiwania, które mamy wobec rzeczywistości. Być może jesteśmy tak rozproszeni, ponieważ rzeczywistość nie spełnia naszych oczekiwań wykutych na interakcji z technologią?
Jeżeli przyzwyczaimy się do wysterylizowanego, czy jak pisał Latour – spuryfikowanego – obrazu, jego “niewyczyszczony” poprzednik wydaje się gorszy. Jeżeli przyzwyczajamy się do świata wirtualnego, rzeczywistość staje się nieporęczna. Jeżeli adaptujemy się do konwersacji tekstowej, aparat poznawczy przenosi te same strategie adaptacyjne na konwersacje na żywo – i ponosi porażkę, którą różnie możemy sobie tłumaczyć. Pod wieloma względami świat cyfrowy jest bezpieczniejszy; jest bardziej przewidywalny, mniej ambiwalentny i mniej zaludniony Innością oraz Nieznanym niż rzeczywistość.
(W tym wektorze widać zresztą całość oświeceniowego projektu Modernizacji; stwórzmy lepszy świat pozbawiony ostrych krawędzi. Sformatujmy przyrodę, ciało ludzkie i kulturę aby pozbyć się tego, co niebezpieczne, ambiwalentne i niepewne.)
Wracając do dziecka skrollującego gazetę oraz sztucznej inteligencji: jak ludzka mimika doskonale symulowana cyfrowo wpłynie na naszą recepcję mimiki “prawdziwego” człowieka? Czy wdrożony pod różnymi postaciami cudzysłów nie zdominuje tej recepcji? Nie chodzi nawet o sytuację, gdy podejrzewamy, że osoba przed nami może być robotem. Chodzi o sytuację gdy dobrze wiemy, że osoba przed nami nie jest robotem, jednak do czytania, czy doznawania jej mimiki twarzy stosujemy nawyki stworzone podczas interakcji z mimiką symulowaną. A dzieje sie to odruchowo i pozostaje poza sferą “zarządzania”, w której lokuje się większość naszego sprawstwa.
Problem, który omawiam wynika z równie głębokich, co mimikra, uwarunkowań człowieka. Pascal Boyer określił je jako “odruchową antropomorfizację”. Człowiekowi łatwo przychodzi zobaczenie ludzkiego sprawstwa w przyrodzie, np. boskiej ręki w uderzeniu błyskawicy, czy uśmiechu w drzewie. Nowoczesny człowiek potocznie “potępia” takie antropomorfizacje, jednocześnie stosując je – i to z entuzjazmem – podczas interakcji ze Sztuczną Inteligencją.
INNE ARTYKUŁY NA ORTOPRAKSIE
✤ Zacznij z nami praktykę medytacyjną