Niewierzący monoteiści, czyli jak pozostajemy Katolikami nie zdając sobie z tego sprawy

Polak wkraczający na duchową ścieżkę staje przed wstępnym wyzwaniem, którego subtelność umyka wielu. Zanim przekroczymy własne ego, świat-iluzję i wzbijemy się ponad innych, nieprzebudzonych, warto byłoby przekroczyć myślenie monoteistyczne (dalej w tekście używam skrótu M.M.) i wdrożyć realne alternatywy w swoje poznanie świata. Inaczej pozostaniemy “kulturowymi katolikami” niezależnie od duchowego lakieru, jakim pokryjemy swój światopogląd.

Teza, która towarzyszy mi w tym artykule brzmi następująco: pomimo deklarowanego rozbratu z Kościołem Katoickim, wojujący ateizm, scjentyzm, zaangażowanie w duchowość azjatycką; (buddyzm, hinduizm czy daoizm), duchowość New Age, świeckie samodoskonalenie i duchowy rozwój, a nawet społeczny, lewicowy aktywizm, nadal możemy myśleć monoteistycznie, i to hardziej niż niejeden fundamentalista. Jak to się dzieje? O tym przeczytacie niżej.

Wszystkie religie i duchowości nie prowadzą do tego samego

Większość ścieżek duchowości orientalnej określa się jako nieteistyczne. Oznacza to, że nie są one – jak w religiach Abrahamowych – zogniskowane na poznaniu i poddaniu się Najwyższemu, Jednemu Bogu. Mimo kuszących uproszczeń, że “wszystkie religie to tak naprawdę to samo”, różnorodność kulturowa jest czymś realnym i niezakłamywalnym; religijność ludowego daoisty różni się od pobożności chrześcijańskiego ascety, Trójca Święta to coś innego niż Trimurti, tybetański jogin doświadcza sacrum inaczej niż wirujący derwisz. Pobożność hasycka to co innego niż kult rodzimowierców, a katolicka msza różni się od okultystycznego sabatu!

Opisałem właśnie fascynujący pejzaż pobożności, kultu i duchowości. Kiedy przyjrzymy się tej różnorodności, odechciewa się przekreślać ją konkluzjami typu “tak, ale przecież to wszystko dąży do Świadomości/Jedności (etc)”. Podobnie moglibyśmy powiedzieć, że “przecież samochody, rowery i hulajnogi to to samo, bo wszystkie jeżdżą”; jednak na co komu taka informacja, zwłaszcza kierowcom?

Powyżej celowo zestawiłem ze sobą tradycje religijne z różnych kultur. Aby skonstruować jakiś Absolut, który łączy wszystkie te tradycje i grupy, musimy wznieść się na abstrakcyjny i spekulatywny poziom właściwy filozofii teoretycznej. Nie spojrzymy bowiem na świat oczami muzułmanina, szamana i Indianina jednocześnie; musimy spojrzeć na wszystkich z góry, z wyżyn intelektu. Kiedy jednak osiągamy ów poziom, odrywamy się od ziemi i tracimy sprzed oczu jej krajobrazy oraz naturalną różnorodność cechującą kulturę człowieka. Kiedy osiągamy ów poziom spekulacji, łatwo możemy wylądować w dupie myślenia monoteistycznego.

Konkluzja że wszystkie religie są wyrazem jednej Boskości była i jest szeroko wykorzystywana w monoteizmie chrześcijańskim. To, co Aldous Huxley określił jako “filozofię wieczystą” w chrześcijaństwie od wieków funkcjonuje jako tzw. theologia prisca. Oprócz duchowości zaklasyfikowanych (i zdewaluowanych) jako “pogańskie”, niektóre religie – np. politeizm grecki – określane są jako “połowiczne objawienie” a przez to włączane w tradycje chrześcijańską! Wielokrotnie spotkałem się z użyciem tego wytrychu w dyskusjach, gdzie przywoływano podobieństwa pomiędzy chrześcijaństwem a religiami greckimi, egipskimi czy plemiennymi. Usprawiedliwia ona nie tylko liczne chrześcijańskie zapożyczenia (grabieże) z innych religii, ale także podobieństwa, np. kult jednego boga zaobserwowany w kulturach południowoamerykańskich. Skoro bowiem monoteizm jest prawdą, cała reszta świata może być albo jaskrawym kłamstwem, albo nędznym ułamkiem splendoru, którego całość Kościół trzyma w swoim depozycie.

Ów metafizyczny fikołek jest jednym z przykładów myślenia monoteistycznego, które zakłada Wszechogarniającą i absolutną Jedność, do której sprowadza się…wszystko. Wszystko oprócz tego co złe i gorsze (chociaż tak naprawdę to też), bowiem w samej esencji M.M. zawiera się coś dobrego i coś złego. ZAWSZE. Każda jedność to ukryta dualność; nawet bowiem w konstrukcji wszechmocnego Boga, który “może stworzyć kamień, którego nie może unieść”, wpisana jest antyteza, pozycja zajmowana przez Szatana, ale także cały marny i nędzny świat materialny, który jest królestwem diobła.

Manicheiści zrobili tylko kroczek dalej, mówiąc że istnieje Dobry Demiurg i Zły Demiurg, z czego ten drugi stworzył świat w którym żyjemy (oops). Manicheizm i podobne grupy religijne były oczywiście zaciekle zwalczane przez Watykan; jednak nie dlatego że były inne od doktryny chrześcijańskiej, ale właśnie dlatego, że były do niej podobne!

Zostawmy jednak kontekst religijny i skupmy się na samym M.M. Nie musimy bowiem wyznawać Allaha czy JHWH aby być monoteistami; naszym Najwyższym może być np. nauka, technologia, praca, ideologia, nasze ego lub cokolwiek innego. Istotna jest pozycja tożsama z Jednym. Co na tę pozycję wstawimy jest już drugorzędne.

Wybrane cechy myślenia monoteistycznego:

  • jedna, docelowa prawda, która generuje swoje przeciwieństwo; zwalczany i wrogi dobru fałsz
  • przesiąknięcie myślenia skrajnością albo-albo (albo zgadzam się, albo nie. Albo ktoś jest okej, albo nie. Albo mnie wspiera, albo jest toksyczny. Albo ekstrowertyk, albo introwertyk. Strefa “pomiędzy” ulega zawężeniu, przerzucamy bowiem wszystko na jedną lub drugą stronę boiska)
  • mimowolna dualizacja świata na coś przyporządkowanego do Dobra i coś do Zła. Powstają dwie pozycje, w które możemy wstawić różne rzeczy. Drugorzędnym jest jednak, co w taką strukturę włożymy
  • skoncentrowanie wszystkiego co dobre w Jednym, co mocno kontrastuje z “całą resztą”
  • stworzenie w umyśle wewnętrznej sprzeczności, którą potem łagodzi się lub próbuje zmniejszyć na różne sposoby (Co defacto staje się treścią duchowej drogi)
  • stworzenie wąskiej i tyranicznej hierarchii, gdzie wszystko MUSI podporządkować się Jednemu. Dlatego też M.M. jest zarzewiem dyktatury i opresji.

I nie tylko. Myślenie monoteistyczne generalnie opiera się na zawężeniu i organicznie nie znosi różnorodności, nawet gdy powierzchownie deklaruje jej poparcie. “Różnorodność” także zresztą może stać się naszym Jednym, Bogiem zazdrosnym, którego będziemy krzewić mieczem od domu do domu!

Myślenie monoteistyczne to także notoryczne wylewanie dziecka z kąpielą. Monoteistyczna soczewka wydaje się bowiem zbyt prymitywna, by uchwycić niuans. Nie świadczy to jednak na niekorzyść rzeczywistości, którą usiłujemy siłowo dostosować do swojego mono-poglądu.

Paradoksalnie, na całym świecie istnieją warianty chrześcijaństwa, które są politeistyczne, m.in. w Ameryce Południowej czy Korei. Nie wspominając o włoskim cattolicesimo pagano! Nie trzeba więc być monoteistą będąc katolikiem; można jednak być monoteistą będąc antyklerykałem!

Aby zarysować alternatywę od M.M., scharakteryzuję myślenie politeistyczne (niekoniecznie prowadzące do wiary w wielu bogów, raczej zakładające fundamentalnie inny rodzaj światopoglądu, a co za tym idzie, życia).

Alternatywa: światopoglądowe i etyczne wielobóstwo

W myśleniu politeistycznym umysł obejmuje koegzystecję wielu prawd i wartości jednocześnie, tak jakby nasz umysł posiadał więcej “slotów”, w których możemy usadowić różne rzeczy. Współistnienie tych prawd przekracza ograniczenia logiki dwuwartościowej. W myśleniu nie dominuje para prawdy i fałszu, która arbitralnie przyporządkowuje sobie resztę rzeczywistości. Zamiast tego, mamy czynienia ze strukturą wartości i zamiast precyzować ich odniesienie do Jednej Prawdy, zwracamy uwagę na unikalność poszczególnej wartości lub ich wzajemne, równie unikalne, połączenia.

Pantenony bóstw starożytnych jako matryca myślenia politeistycznego

Doskonałym przykładem są greckie i egipskie pantenony, które ukazywały rodziny bogów. Każdy z bogów był unikalny i łączył w sobie szereg wartości. Np Hermes był bogiem podróżników, ale także pisarzy, pisma, perswazji, handlu komunikowania się i podróżowania. Co łączy te wszystkie rzeczy? Hermes właśnie.

W myśleniu politeistycznym koncentrujemy się na podobieństwach, skojarzeniach i korelacjach, a nie odgórnych osądach z cyklu prawda-czy-fałsz. Politeistyczne pytanie jest otwarte, podczas gdy odpowiedzią na pytanie monoteisty będzie odhaczenie jednej z dostępnych odpowiedzi (przy wykluczeniu lub dewaluacji pozostałych)

O ile politeistyczny światopogląd obejmuje i “uruchamia” wielość odnajdując w niej harmonię, M.M. zawsze będzie tyranizować rzeczywistość poprzez swoje pretensje i uogólnienia.

Połączenie Hermes-Atena czy Hades-Persefona nie jest odgórnie złe lub dobre. Wszystko, co dzieje się pomiędzy parą bóstw zostaje między nimi. Symultanicznie jednak owa para funkcjonuje w szerszej rodzinie pozostałych bóstw. Ciotka nie lubi się z kuzynką, ale nadal są rodziną. Gdy nie mogą się dogadać, interweniuje senior rodu, zwrotnie wspierany przez młodych. To już jednak inny kontekst.

Możemy więc powiedzieć, że myślenie politeistyczne to myślenie “rodzinne”, gdzie różne konteksty, zogniskowane w różnych bóstwach (wartościach i fundamentalnych ideach) koegzystują w harmonii i uzupełniają się. To, co dla monoteisty jest sprzeczne (np. łagodność i pochwała agresji), dla politeisty wzajemnie się uzupełnia. Monoteista, który posiada wiedzę, będzie odczuwał presję, aby zawsze przedstawić się jako wszechwiedzący, bowiem widmo niewiedzy (przeciwieństwo wyróżniającej go cechy) zawsze będzie go prześladować. Z kolei politeista nie tyle przyzna się “do błędu”, ile zintegruje własną niewiedzę. Pośrednio bowiem, politeistyczna akceptacja niewiedzy to także akceptacja Tajemnicy i Nieznanego.

Człowiek to w końcu złożona, wielowymiarowa istota, zbyt złożona na ograniczenia logiki dwuwartościowej i monoteistycznych objawień. Jedno i drugie bowiem (twarde podejście logiczne i twarde monoteizmy) zawsze coś potępią, coś zdewaluują, uznają za zło wcielone; bez tego nie mogłyby utrzymać wewnętrznej spójności. I tak kręci się owo błędne, pęknięte koło.

Czy możemy zatem zerwać – oczywiście jeżeli tego chcemy – z naszym głębokim uwarunkowaniem kulturowym, które przejawia się jako myślenie monoteistyczne?

Dobre wieści; mamy taką szansę. Jak bowiem stwierdza wielu badaczy, 1500 lat chrześcijaństwa nie zdołało wyrugować politeizmu z naszej cywilizacji, wręcz przechowało wielobóstwo w wybranych elementach doktryny (np. kalendarzu liturgicznym i kulcie Świętych)

Droga do światopoglądowego (a kto chce, nawet duchowego) wielobóstwa wymaga czasu, zaangażowania i świadomości. O tym jednak przeczytacie w kolejnych publikacjach Ortopraksy.