Polifonizm i nowe kosmosy, czyli co czeka nas w przyszłości?

Żyjemy w czasach transformacji, których specyfika umyka wielu pieniaczom. Przemiany biegną na wskroś dotychczasowych linii demarkacyjnych, “rozsadzając” wyobrażenia nt. lewicy, autorytaryzmu, liberalizmu i “cywilizacji Zachodu”, które dotychczas tworzyły potoczny światopogląd. Jakby tego było mało przeżywamy największy kryzys zdrowotny w XXI wieku. Gdzie można znaleźć dobre schronienie przed eskalującym chaosem?

Uwaga! Długi tekst, zaparz kawę!!! ☕☕☕☕☕☕


Mamy okazję obserwować rozkład wielkiego etapu w historii najnowszej zwanego „liberalnym globalizmem”. Z globalnych wstrząsów nieuchronnie wyłoni się nowy porządek świata, którego wielobiegunowość zdezorientuje wielu. Szlochy i krzyki poniosą się szerokim echem przez cyfrowe korytarze Internetu!

Walczące i nieprzejednane kosmosy


Niewielu potrafi dostrzec nić przewleczoną przez kolejne zwroty akcji i incydenty – poczynając od wyboru Trumpa na prezydenta, poprzez bunt żółtych kamizelek, marsz Turków na Syrię po zmianę polityki międzynarodowej przez Chiny – w której można dostrzec regularności i zaczątki nowego ładu. Nie będzie to jednak porządek apokaliptyczny, chociaż wielu o nim fantazjuje. Będzie to raczej ład wielu biegunów cechujących się dużym zróżnicowaniem i takim samym nieprzejednaniem.

Michael O’Sullivan stwierdził:


“Potencjał konfliktu pośród coraz bardziej zróżnicowanych biegunów działania jest bardzo wysoki”

Wielobiegunowość oznacza formowanie się – i utrzymanie – różnych systemów wartości, zawierających własne synonimy dobra i zła. Taka wielobiegunowość stworzy nowe zasady dużych gier; politycznych i ekonomicznych starć między mocarstwami. This is serious business! Chiny mówią własnym językiem, Ameryka własnym, Rosja własnym; doświadczamy w ten sposób polifonii kultur na najwyższym szczeblu, co jednocześnie “przecieka” do relacji społecznych i osobistych. Nie wierzę w to, że pomiędzy tymi głosami zapanuje jakakolwiek symetria – uniwersalność jest po prostu wykluczona, globalny konsensus niemożliwy. Ogarnięci ludzie będą musieli odnaleźć biegłość w wielobiegunowości i porzucić mrzonki o uniwersaliach. Spłaszczenie różnic kulturowych do powszechnej tolerancji po raz kolejny okazuje się mrzonką.

Po postmodernizmie i po liberaliźmie

Wielobiegunowość cechująca globalną geopolitykę to realny, następny krok po Postmodernizmie. Przecież fundamentalnymi wyznacznikami postmodernizmu były “Śmierć Wielkich Narracji” oraz przenikająca wszystko krytyka i dekonstrukcja. W praktyce oznaczało to dominację negujących dyskursów, które rzucały się do “dekonstrukcji” i “obnażenia” wszelkich pewników konstytuujących cywilizację Zachodu. Postmodernizm, czyli schyłkowy megatrend w historii naszej cywilizacji, zdołał utrzymać “uniwersalistyczną pozycję”, czyli stworzyć Wielki Biegun, do którego grawitowały relacje polityczne i międzyludzkie, percepcje różnych kultur, zasady “zdrowego rozsądku” i tak dalej… obecnie obserwujemy zapadanie się tego bieguna oraz symultaniczne wyłanianie nowych składających się na postglobalny ład.


Wyłaniający się, postglobalny porządek JUŻ TERAZ tańczy na grobach postmodernizmu i liberalizmu. W obecnym stadium “nowy ład” dezorientuje i nie dopuszcza do wywleczenia szczątków z mauzoleum i udawania, że trup jeszcze żyje. Śmierć liberalizmu i postmodernizmu zabierze ze sobą wiele wizji świata, które dotyczą nie tylko polityki, ale także po prostu rozumienia egzystencji i kultury.


Natomiast w samej wielobiegunowości – nieważne czy międzypaństwowej czy międzyludzkiej – jest coś ekscytującego. Zamiast udawać, że jesteśmy tacy sami i mamy uniwersalne płaszczyzny porozumienia, które tłumią i wyrzucają z interakcji mnóstwo emocji, ekspresji i poglądów – odnajdujemy pole relacji JAKO spotkanie Innych, którzy nigdy nie przestaną być Innymi.

W tym polu jest dużo nieznanego: są zalążki konfliktów, jest symultaniczne odbieranie sygnałów. W tak zarysowanym polu pojawiają się także swoiste konieczności; trzeba ogarniać złożoność i wielobiegunowość, nie chować się do swoich baniek, stać jedną nogą w swoim, a drugą robić krok w stronę “cudzego”. Tak będą wyglądały tańce przyszłości.


O ile zatem postmodernizm zrelatywizował wszelkie kosmosy czyli „Wielkie Narracje”, de facto niszcząc ich spójność i tworząc próżnię roztrzaskanych, wirujących cząstek, to następująca epoka – nazwijmy ją roboczo Polifonizmem – będzie koegzystencją i rywalizacją skrajnie różnych kosmosów dbających o zachowanie wewnętrznej spójności.

Mogą być one wewnętrznie sprzeczne, mogą także istnieć obok siebie na przekór logice dwuwartościowej – przyszłe czasy wytworzy relacje, które wcześniej jawiły się jako niemożliwe. Objęcie takiej polifonii we własnym doświadczeniu będzie wyzwaniem dla wyobraźni. Zawodowi antropologowie jawią się tutaj jako pożądani specjaliści, mający kompetencje „pomostowe”, np. biegłość w kontakcie z Innym.

Agonia duchowego supermarketu i życie w spójnym kosmosie


W chaotycznym pyle, pozostałościach po rozbiciu Wielkich Narracji, człowiek mógł dobierać sobie elementy w ramach konsumeryzmu lub New Age’u, mieszając wszystko jak mu się podobało. Powstałe konstrukty nigdy jednak nie staną się żywym kosmosem; osobistym lub wspólnym. To raczej frankensteiny rozsypujące się przy każdym kroku. Wierzę w wyłonienie się nowych kosmosów i rezurekcję starych, które skupią wokół siebie ludzi. Będzie je cechować wewnętrzna spójność, ale i pewna „porzystość”, która umożliwi koegzystencję.
Spójny kosmos składa się z wartości, odpowiedzialności, wektorów działania, praktyk i rytuałów, a także codziennych obowiązków. Prawa kosmosu są odnawiane i kultywowane w czasie. Mieszkaniec kosmosu zdaje sobie sprawę ze względności praw, które panują w jego schronieniu, jednakże poczucie względności nie prowadzi go do nihilizmu i cynizmu. Prawa są przejrzyste, ale nadal są prawami. Można je łamać i obchodzić, kiedy jest się biegłym w ich przestrzeganiu. Człowiek kocha swój kosmos – kosmos to jego ojkos, czyli dom. Spogląda z niego na symfonię sfer niebieskich – czyli inne kosmosy – jednak wie, gdzie mieszka i ma gdzie powracać. Taki działający kosmos jest najlepszym schronieniem przed złożonością nadchodzących czasów.


Wierzę także, że koegzystencja wielu kosmosów rozsadzi dotychczasowy porządek oparty na fundamentach racjonalizmu i chrześcijaństwa. Konfucjanizm, na nowo wdrażany w Chinach to jeden z przykładów radykalnie odmiennego kosmosu. Inne przykłady to uogólniony „ład przedchrześcijański” lub ład Islamski. Na przykład dyskutowanie praw kobiet „pomiędzy kosmosami” nie może cechować się fałszywym uniwersalizmem. W Zachodnim systemie wartości miejsce kobiety w Islamie jest nie do przyjęcia; w kosmosie islamskim autonomia kobiet jest także nie do przyjęcia. Podobnych różnic nie należy zakłamywać; należy je przyjąć i rozumieć polifonicznie.
Dotychczas, komunikacja międzykulturowa była obstawiona bypassami, które protezowały spotkanie Innych, czyniąc je „bezstresowym” aż do bólu. Mam nadzieję na destrukcję takich bypassów, które tylko udawały międzykulturowe porozumienie i generowały mnóstwo ukrytych skutków ubocznych. Instytucjonalną postacią takich bypassów są regulacje Unii Europejskiej, które miały “zarządzić” różnorodnością i „wsadzić” ją w sztuczny agregat mający „pogodzić wszystko i wszystkich”. Pasmo porażek tych pomysłów tworzy coś w rodzaju „sekwencji wybuchów” w obecnej dekadzie. Oficjalne ogłoszenie śmierci tego modelu nastąpi podczas dekady następnej, czego oczekuję z niecierpliwością.

Co dobrego przyjdzie nam z Czasów Zarazy?

Aktualną wisienką na torcie przemian jest oczywiście Pandemia, która zmusiła Zachodnie społeczeństwa do gwałtownego przeorientowania życia. Obejmuje to zarówno wielkie zębatki gospodarki jak i życie codzienne. Aktualna sytuacja może potrwać dwa tygodnie albo parę miesięcy. Jeżeli potrwa dłużej, w naszej rzeczywistości mogą zajść nieodwracalne zmiany. Pozwólmy sobie na parę ożywczych hipotez.

Mogą to być między innymi fundamentalne zmiany w systemie pracy i edukacji. Aktualny tryb pracy etatowej zmuszający pracowników do siedzenia w biurze jest reliktem czasów powojennych. Jeżeli wymuszona pandemią praca zdalna upowszechni się, część społeczeństwa może mieć nadzieję na wyzwolenie od zmory pracy biurowej. Oznacza to potężne uwolnienie sił życiowych, które od poniedziałku do piątku, w wymiarze masowym kisną w biurach i openspejsach.

Inna hipoteza dotyczy spowolnienia potężnej maszyny przemysłowej, co wiąże się m.in. z emisją tlenku węgla. Badania prowincji Hubei już parę tygodni temu ujawniły znaczący spadek zanieczyszczenia powietrza, które w Chinach już dawno osiągnęło katastrofalne rozmiary. Być może nie koronawirus, lecz inna pandemia – na którą WHO przygotowane jest od połowy zeszłego roku – transformująco wpłynie na procesy, które przyczyniają się do wyniszczenia naszej planety.

Inna hipoteza dotyczy wpływu pandemii na życie codzienne. Wymuszona izolacja społeczeństw oznacza bowiem zmierzch Człowieka Masowego, który nadawał ton codzienności XXI wieku. Znaczne przeniesienie życia do zamkniętych przestrzeni może oznaczać takie przekształcenie usług, które osłabi przemożny trend “tworzenia produktów dla wszystkich”. Krótko: im mniej masowości, tym lepiej dla wszystkich. Tworzenie produktów i usług dla “everymana”, anonimowego Człowieka Masowego odbija się negatywnie na jakości, np. w kursach mindfulness. Podobnie globalne łańcuchy transportowe tworzące miraż “wszystkiego dla wszystkich” – te same,które dostarczają na stół awokado, olej palmowy czy inne dobra z wyższej półki Identyczny trend wynika z zamykania granic państw. Patrząc wstecz na postmodernistyczną próżnię wydaje się bowiem, że człowiek roztopiony w globalności nie jest tak szczęśliwy jak jednostka zakorzeniona w lokalności. Oczywiście nie przeczy to korzystaniu z dobrodziejstw świata dzięki technologii. Powstaje tzw. glokalność, która obejmuje zarówno potencjał, jak i porządkujące go granice.

Ograniczenia towarzyszące pandemii są swoistym głosem rzeczywistości. Dzięki nim budzimy się z regresywnej, właściwej dzieciom wizji, że wszystko się należy a płytko pojmowana swoboda jest absolutną zasadą życia. Dopiero realne granice i czające się za nimi zagrożenia mogą zrewidować ten zgubny pogląd.

Erupcja społecznego niepokoju i idące za nią działania mogą także przebudzić nas z naiwnego snu przeracjonalizowania, który tłumi i potępia mnóstwo emocji i instynktów. Zamiast udawać “zdroworozsądkowych” możemy poczynić kroki w kierunku zintegrowaniu wszystkich emocji rodzących się w kontakcie z zagrożeniem. Oznacza to jednak głębokie przeorientowanie obecnego światopoglądu.

Nie oszukujmy się; obecne stadium epidemiczne to małe miki w porównaniu z tym, co może przynieść profileracja koronawirusa, inne wirusy lub bakterie odporne na antybiotyki. W świetle analiz WHO Pandemię należy uznać za początek, a nie kulminację. Na takie scenariusze trzeba być przygotowanym i nie jest to jakiś “alarmizm”. Pozostaje mieć nadzieję, że rządy i sektor prywatny wykształcą odpowiednie mechanizmy, które nieodwracalnie zmienią codzienność, jaką znamy.