Większość artykułów o popmedytacji przekonuje, że to sama przyjemność, która powinna być pozbawiona wysiłku. Jeżeli czujesz wysiłek, “puść to!” czym prędzej! My nie zgadzamy się z tymi receptami; medytacja jest pracą, to jednak nie oznacza zmuszania się i znoju. Wręcz przeciwnie.
Dlaczego ludziom się nie chce?
Człowiek zmusza się do czegoś wtedy, kiedy nie chce tego robić – to jego intencja decyduje o oporze, nie zaś wykonywana czynność. Jeżeli nie chcemy czegoś robić to – paradoksalnie – możemy nadal tego nie chcieć, robiąc to. Opór nie znika wraz z podjęciem działania. Wówczas człowiek wikła się w sprzeczność, zaś “rozpoczynanie” i “kończenie” działania nabiera niepotrzebnego nerwu. Przypomina to samochód jadący z zaciągniętym hamulcem. Z takiej postawy rodzą się unikowe myśli, które usiłują “obejść” blokadę – przekładamy coś w nieskończoność aż siadamy do tego na ostatnią chwilę. Ta dziwna zabawa wynika z niewłaściwego punktu wyjścia.
Czytam książki, a one medytują za mnie
Jeżeli traktujemy medytację jak “eliksir na wszystkie problemy”, który “redukuje stres, co potwierdzają badania naukowe” gdzie wystarczy tylko “utrzymywać uważność” albo “po prostu nie myśleć” to mimowolnie przerzucamy odpowiedzialność na koncepcje, które mają medytować za nas. Jakbyśmy nie mogli po prostu zacząć i zbadać sprawy samemu! Kiedy dokonujemy takiego przeniesienia powstaje głód przyswajania nowych treści na temat medytacji, które staną się kolejnym stopniem, na którym postawimy stopę. Stopnie jednak zużywają się, więc potrzebujemy intelektualnego recyklingu aby podtrzymać praktykę. Taka postawa świadczy o niesamodzielności.
Równie niedobrze działa patrzenie na medytację jako na “wyniosłą czynność”. Regularnie dziwią mnie pytania początkujących: “czy już medytuję, czy to jest prawdziwa medytacja”? Umysł poszukuje czegoś, co cechuje niejasna, ale często niedosiężna ranga. W koreańskim zenie nazywa się to “sprawdzaniem umysłu”.
Dlatego właśnie pogląd na temat medytacji jest tak istotny. Jeżeli startujemy z poglądem, który naładowany jest “dodatkami” które próbują nas czegoś przekonać – podświadomy umysł najpewniej zacznie poszukiwać tego, czego miał unikać. Pojawią się pytania i wątpliwości, które wynikają z wizji na temat medytacji przejętej z zewnątrz. Spróbuj innego punktu wyjścia. Żaden fakt na temat medytacji nie przekona Cię do niej; żaden nauczyciel ani kurs nie “sprzedadzą” Ci medytacji. Najpierw potrzebne jest objęcie medytacji jako pracy.
Zastanów się, jakie jest Twoje ogólne, najprostsze podejście do pracy jako zasady.
Lubisz ją czy nie? Forsujesz się jak pracoholik, lenisz jak prokrastynator? Przyspieszasz, hamujesz? Jaka jest Twoja relacja z zasadą pracy? Przyjrzyj się tej relacji na przykładzie drobnych obowiązków; zaobserwuj to w pracy zawodowej. Pytaj siebie: czym jest dla mnie praca? I patrz co się dzieje. Przeniknij swoje niechęci i prześledź, czy dotyczą one aktualnej czynności czy pracy jako takiej? Wiele niechęci do wykonywanego działania wynika bowiem z niechęci do pracy jako takiej. Czasami zaś niefortunne zajęcie obrzydza pracę w ogóle. Innym razem to rodzice, nauczyciele lub pracodawcy obrzydzają zasadę pracy poprzez forsowanie, przymus, kary i obostrzenia. To właśnie TUTAJ leży punkt wyjścia, którego uzdrowienie przesądza o zdolności do długotrwałej, rozkwitającej medytacji.
Jeżeli bowiem chcemy traktować medytację jako “coś innego” – relaks, mistyczną przygodę, czysty odpoczynek, wielki ratunek, psychodeliczny trip, zatracenie ja, drogę do oświecenia – tworzymy bypass, który OMIJA prosty fakt pracy jako takiej. Kiedy zakładamy bypass, to usiłujemy przeskoczyć coś, co jest w nas; skazujemy się automatycznie na trudności, przegrywamy wyścig zanim go rozpoczniemy. W rezultacie, proces staje się poszarpany a władze umysłowe zaczynają działać przeciwko nam. Na przykład “zapominamy” medytacji wypierając ją ze świadomości, albo przytłacza nas myślenie w jedynej wolnej godzinie, kiedy w końcu możemy usiąść. Wcześniej zaś spędzamy cały dzień katując się, że “skoro sobie obiecaliśmy, to trzeba będzie to zrobić”; doświadczamy wtedy zniekształcenia odpowiedzialności, którego nie da się przeskoczyć – konieczne jest zrewidowanie poglądów.
Każdy medytujący podąża ścieżką heroiczną
Właśnie dlatego niektóre odosobnienia medytacyjne obejmują pracę fizyczną; człowiek może bowiem doświadczyć harmonijnej ciągłości łączącej sesje medytacyjne z czasem na mycie naczyń czy sprzątanie budynku. Czynności zmieniają się, my zaś utrzymujemy nie tyle uważność czy spokój, ale postawę zgody oraz wewnętrznego heroizmu który ochoczo bierze się za to, co życie akurat podsuwa. To właśnie heroizm, milcząca odwaga, ochoczość jest istotą pracy. Heroizm odwraca domyślny stan rzeczy; bierzemy się ochoczo za trudności zamiast ich unikać, a dzięki temu trudności przestają nimi być w trakcie ich wykonywania. Nie zrywamy jednak połączenia z zadaniem, nie robimy z niego zabawy; zachowujemy celowość i zadaniowość, które są typowe dla pracy. Wtedy możemy ją wykonać do końca.
Kiedy zejdą się w Tobie elementy, które opisałem wyżej z ogromnym prawdopodobieństwem Twoja medytacja nabierze “ikry” a także – co bezcenne – zaczniesz za nią tęsknić. Tęsknota wynika z głębokiego przeczucia, że dobra robota daje spełnienie; a w medytacji możemy się spełniać jak w niczym innym.