Kolejne publikacje ujawniające zbrodnie księży katolickich prowadzą nas do pytania: jak możemy mądrze poradzić sobie z tą katastrofą? Zaciekła nienawiść nie wystarczy. Wskazywanie winnych nie wystarczy. Niewłaściwe przyjęcie tej tragedii może straumatyzować naród na kolejne lata. Dlatego spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, skąd wzięły się tak porażające zwyrodnienia?
Pedofilia i zbrodnie seksualne w Kościele Katolickim to katastrofa dla całego narodu; także tej części Polaków, którzy deklarują się jako ateiści. Niezależnie bowiem od powierzchownych i deklaratywnych poglądów, zdecydowana większość Polaków pozostaje katolikami, nawet jeżeli są to “niewierzący katolicy”. Widać to chociażby w języku potocznym; krytycy i hejterzy używają słów zaczerpniętych z doktryny katolickiej do potępiania kościelnych zbrodniarzy. Mam tu na myśli m.in. takie słowa jak “zły” i “winny”. Słowa te nie są wyjęte z próżni; mają one swój bagaż znaczeniowy, i przynależą do “kultury winy”, do której zalicza się katolicki sposób patrzenia na świat. W złożonej architekturze pojęć, która tworzy światopogląd Polaka Katolika, zabrakło jednak serca, czyli Świętości.
Polski Kościół jest pozbawiony Świętości
Zjawisko “niewierzącego katolika” obejmuje nie tylko świeckich, którzy wyrzekli się Boga chrześcijańskiego i zostali ateistami, ale także hierarchów i innych kościelnych urzędników.
Współczesny polski kościół katolicki jest pozbawiony Sacrum; nie ma go w słowach kapłanów, nie ma Świętości w monotonnie odtwarzanych mszach. Świętość ulotniła się niepostrzeżenie, niewielu zauważyło jej zniknięcie. Tak, to pewne uogólnienie; istnieją bowiem takie wyjątki jak ks. Jan Sochoń. Jeżeli interesuje Was, jaka jest świętość, poczytajcie jego wiersze. Sochoń przepięknie wyraża obecność sacrum w codziennym życiu. Przeczytacie o tym tutaj. Nie czuję jednak, aby takie jednostki były częścią Kościoła; egzystują one raczej na peryferiach tej przytłaczającej instytucji.
Wiara w Boga jakiejkolwiek tradycji i poczucie Świętości (w chrześcijaństwie uosobione w Duchu Świętym) nie są “stanami rzeczy”, które dostaje się raz na zawsze. To raczej subtelne stany umysłu (i ciała), wysoce wrażliwe na codzienne działania.
Właśnie dlatego starożytni ludzie tak unikali miazmy, zmazy czyli rytualnej nieczystości; bali się bowiem utracenia kontaktu ze Świętością. Tzw. katharsis było oczyszczeniem, które odnawiało relację ze Świętością. Ta dynamika tracenia i odzyskiwania kontaktu z Sacrum jest losem ludzi prawdziwie religijnych. Wysokie standardy moralne nie są “sztuką dla sztuki” czy “handlowaniem o Niebo”; to raczej utrzymanie umysłu i ciała w kondycji, która pozwala na codzienne obcowanie z boskością.
Kapłan, który dopuszcza się okrucieństw w stosunku do dzieci zupełnie utracił relację z Sacrum. Domyślam się, że kapłani w ukryciu piją, palą, kopulują z prostytutkami, skąd jednak taki kaliber dewiacji, jak pedofilia? Czy istnieje zrozumiała odpowiedź na to pytanie?
Jak mądrze nie robić rzeczy
7 Cóż więc powiemy? Czy Prawo jest grzechem? Żadną miarą! Ale jedynie przez Prawo zdobyłem znajomość grzechu. Nie wiedziałbym bowiem, co to jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie pożądaj!2 8 Z przykazania tego czerpiąc podnietę, grzech wzbudził we mnie wszelakie pożądanie. Bo gdy nie ma Prawa, grzech jest w stanie śmierci.
(Nowy Testament, List do Rzymian)
Czy istnieje sprzężenie zwrotne pomiędzy systemem zakazów i nakazów a ich łamaniem? Oczywiście. To słynny “zakazany owoc”, który prowadzi nas do kluczowego pytania: Jak nie robić rzeczy? Jak przestrzegać reguł? Niemądrze przestrzeganie reguł prowadzi do stłumienia; wyparcia energii “chcenia”, która wyrodnieje, ucieka z pola świadomości i powraca jako potwór. Co byś zrobiła, gdybym zakazał Tobie wychodzenia wieczorem z domu? To oczywiste, że chciałabyś to zrobić, ale wyobraź sobie naprawdę dobrze, co dzieje się w umyśle, który pragnie czegoś, co zostało zakazane. Powstały opór wytwarza nieprzyjemne tarcie, a jednocześnie rusza lawina nieświadonych procesów, w których nie da się jasno zorientować. Skutki tego zablokowania nawarstwiają się latami. W końcu czara przelewa się, potwór wychodzi na wierzch i sieje zniszczenie.
Zinstytucjonalizowanie zahamowania seksualnego to wielkie, cywilizacyjne przedsięwzięcie Kościoła Katolickiego. Tysiące przykładów pokazuje, że jest ono po prostu niebezpieczne. Być może, taka zgubna instytucjonalizacja to fabryka potworów, które rodzą ksenomorfy w ciałach księży. Powątpiewam bowiem, że klerycy są instruowani, co robić z własnym pożądaniem. Przypuszczam, że pożądanie seksualne zostaje po prostu obłożone anathemą. Następnie powstają sekretne drogi ujścia, “wentyle bezpieczeństwa”, to jednak nie rozwiązuje fundamentalnego problemu. Wszelkie bowiem drogi ujścia – jak przysłowiowy muzułmanin, który pije alkohol w szafie, żeby Allah nie widział – są obciążone doktrynalną klątwą, która przygniata kolejne pokolenia kapłanów.
W Kościele Katolickim kleryk nigdy nie zostaje “inicjowany” we własną seksualność. Seksualność księży to seksualność chłopców. Nie ma w tej organizacji instytucjonalnych sposobów ogarnięcia męskiej seksualności, powstały jedynie patologiczne, instytucjonalne sposoby tłumienia katastrofalnych skutków nieogaru.
Sprawa wygląda nieco inaczej w przypadku zakonnic. U nich to Chrystus jest oblubieńcem, z którym wstępują one w wieczyste małżeństwo. Znane są przypadki mistyczek, które miewały po parenaście orgazmów dziennie. W ten sposób doktryna skanalizowała (i uświęciła!) kobiece pożądanie. Przeczytacie o tym w książce “Ekstazy Kobiece”.

Trzeba mocno podkreślić, że katolicka instytucja wyjątkowo źle poradziła sobie z dylematami wyłaniającymi się z męskiej seksualności. Ale nic straconego! Skoro papież Pius IX w 1854 wprowadził dogmat o niepokalanym poczęciu, a papież Pius XII dorzucił dogmat o wniebowzięciu Maryi (1950) czemu papież Pius XIII nie ogłosiłby dogmatu o Marii Magdalenie, świętej prostytutce, która wchłania w siebie siłę księży i przekazuje ją Jezusowi? Cała nadzieja w Piusach.
Dla pokazania alternatywy, w prawosławiu kwestia pożądania ta została opracowana zupełnie inaczej:
Pragnienia duchowe, zbiegające się w pragnieniu Boga, i pragnienia zmysłowe, „cielesne”, nie stanowią, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka dwóch pragnień różnych pod względem swego źródła: człowiek posiada w swym jestestwie JEDNĄ SIŁĘ POŻĄDANIA.
U człowieka, którego określiliśmy jako normalnego (Adam przed popełnieniem grzechu, święty – człowiek odrodzony w Chrystusie), ta siła pożądliwa,zgodnie ze swą naturą, jest całkowicie zwrócona ku Bogu – naturalnemu i normalnemu „obiektowi” pożądania człowieka.
(Terapia chorób duchowych; ekonomia pożądania)
Taka wykładnia otwiera przed kapłanem możliwość sublimacji własnego pożądania, tj. skierowania go ku Świętości. Podobne rozwiązania odnajdziemy także w innych religiach; w tantrze buddyjskiej czy duchowych ćwiczeniach daoistycznych. Czy Kościół Katolicki jest zupełnie głuchy na tego typu konieczności?
Nigdy nie należałem do ludzi kompromisu, wolę już żądać rzeczy niemożliwych. Myślę, że Kościół Katolicki powinien wypracować ekstatyczne narracje dla swoich kleryków, tak samo, jak zrobił to dla zakonnic. Drogi Kościele, możesz to zrobić nawet za plecami świeckich (gdzie dotąd robiłeś inne rzeczy), jednak bez tego, a na skutek społecznych nacisków, kapłaństwo wykształci mechanizmy totalitarne, co jeszcze bardziej uciemięży naturalne popędy swoich członków.