Misterium Męki Pańskiej

Dziś jest Wielki Piątek, najważniejsze święto w kościele katolickim.

Jednak, to nie jest zwykle święto – to misterium. Jego przeżywanie nie polega na wspominaniu czy jego odtwarzaniu, a na tworzeniu, urzeczywistnieniu jego sensu na nowo. Prawda w nim zawarta nabiera realności  – staje się żywa.

Przyznam, że nie wiem dokładnie, jak przebiega misterium. W kościele bywam może raz do roku, choć kiedyś zdarzało się to znacznie częściej. Jednak sama idea porusza mnie do głębi, powoduje gęsią skórkę, drżenie i budzi odczucie mistycznego blasku.

Byłem ministrantem przez siedem lat,  chrześcijaństwo porzuciłem kilkanaście lat temu. Nadal jednak znajduję w sobie doznania, które towarzyszyły mi podczas Wielkopiątkowego misterium. Tym bardziej, że będąc bliżej Ołtarza, pełniłem wtedy służbę – oddawałem część siebie, aktywnie je współtworząc. Pamiętam zapach kadzidła, kołatki, rytuał ognia, wielogodzinne czuwanie. To było coś innego, wyjątkowego, coś, czego nie rozumiałem, choć do dziś pamiętam kontemplacyjny nastrój zadumy, oczekiwania iżalu zmieszanego z nadzieją…

Dziś, w mitycznym czasie wielkiego powrotu  jeden człowiek, złoży największą ofiarę – swoje życie – w celu odkupienia grzechów wszystkich ludzi. Nieskończonej liczby istnień. Zaskakująca w tym jest metafora transakcji, bowiem Chrystus – odkupiciel, spłaci za nas dług, którego sami spłacić nie jesteśmy w stanie. Transakcja bezkompromisowa, dla nas opłacalna. Ale kto z nas, odważyłby się stanąć po drugiej stronie i złożyć siebie w ofierze? 

Nie wiem, co mnie szokuje bardziej. Czy przelew krwi, który się dokonuje, będący jednocześnie tragedią i wybawieniem czy fakt, że trzy dni potem nastąpi Zmartwychwstanie. Przekroczenie bariery, której przekroczyć się nie da. Złamanie największej tajemnicy – granicy życia i śmierci.

Czuję, że tuż obok mnie, otwierają się wrota. Za nimi, jest coś, czego nie rozumiem, ale czego świętą siłę odczuwam. Zachwyt, przerażenie, chwałę, blask. I to mi wystarczy.